• Strona startowa
  • Książka
  • Wiersze
  • Biografia
  • Strona startowa
  • Książka
  • Wiersze
  • Biografia

Na sali tortur

My nadal siedzieliśmy w piwnicy w Ostrowcu i wyśpiewywaliśmy patriotyczne piosenki. Niemcy chcieli przygasić ten śpiew, bo wieczorami wywozili i rozstrzeliwali ludzi. Jeszcze tylko siedziało nas czternastu. Jednego dnia zostałem poprowadzony do komendy SD. Wartownik wprowadził mnie na salę tortur, gdzie w stojakach stały wielkie gumowe pały do bicie, baty zakończone drutem, śrubstaki do łamania rąk, nóg i kości i różne wieszaki, przyrządy. Podłoga była betonowa, pod drewnianą kratą biegł rynsztok do zmywania i spływu krwi. Po tej sali miałem czas się rozejrzeć. Do kantorka obok wszedł wartownik i zameldował kogo przyprowadził. Spodziewałem się, że szykuje się niezłe lanie. Co oni będą chcieć? Chyba, żebym wydał organizację? Zgodnie z przyrzeczeniem przygotowałem się do tortur. Z lekka dygotały mi nogawice, kiedy weszło dwóch roześmianych oficerów z papierosami w zębach i jakiś sierżant niosący moje akta personalne.

–Stań tu – pokazał mi na drewniana kratę biegnącą nad rynsztokiem.
–No, partyzant, ze strachu, czy ze złości tak trzęsiesz portkami.
–Ja panie nie partyzant.

Dwa policzki z prawej i lewej strony rozległy się po sali.

–Ty nie partyzant i „Leszek” nie partyzant? Ty stary bandyto chciałeś nasze władze okłamać! Gadaj teraz, gdzie stoi wasze dowództwo, gdzie oddział, gdzie broń, gdzie radiostacja? Gdy tego nie powiesz, zatłuczemy cię jak psa. Mów! Gdzie wasze dowództwo?
–Nie wiem – powiedziałem wolno.
–Nie wiesz?! – i zostałem trzaśnięty ręką prosto w nos i wargi.

Poleciała mi głowa i buchnęła czarna zaziębiona krew z mych ust i nosa. Zbierając ją w garść, powiedziałem do siebie:

–Czarna krew męczeńska! Polska krew!

Ryknąłem jak ranny niedźwiedź, skoczyłem do Niemców i z napełnionych dłoni rzuciłem im swoją krew na ich mundury.

–Gówno wam powiem, hitlerowskie katy! – ryknąłem z całej siły.

Na twarzach hitlerowców dzika wściekłość. Poplamiłem im mundury znienawidzoną polską krwią. Skoczyli do stojaków, wyrwali wielkie jak panzerfausty pały gumowe i obskoczyli mnie dookoła. Wartownik lufą karabinu uderzył mnie w kręgosłup. Leciałem do przodu z rozłożonymi rękami, gdy na głowę jedna za drugą spadły dwie gumowe pały. W głowie zahuczało mi jak od uderzenia pioruna, wpadłem w jakąś ciemność, straciłem przytomność. I lepiej, bo nie czułem bólu. Nie wiem jak długo leżałem. Obudziłem się pod kranem. W pierwszej chwili zobaczyłem jakiegoś cywila, który puszczał wodę z kranu i obmywał mi twarz. Kiedy otworzyłem oczy, zapytałem, gdzie jestem i co się stało.

–Nu, pan przypomni późni, co się stało i gdzie pan jest. Uf miszlołem, że pana nie docucę, że pana zabili. Trzeba pana obmyć z ty krwi, bo mi tak kozali, a jakby się pon nie był ocucił, to jus miołem pana wywieźć na tockach ze śmieciami i głęboko kozali zakopać. Lepi, że nie będzie potrzeba zakopać, bo i tak mom dużo roboty. Żydki dawn nie muszały robić, a dzisioj u Niemców dużo muszom robić.

Wypowiadając to wszystko obmywał mnie dwudziesto kilku letni Żyd. Zapytałem, jak uchował się tyle czasu?

–Niedawno mnie wykryli u jednego gospodarza i tak im tu obsługuj i mnie trzymają.

Kiedy już usiadłem i siedziałem, zobaczył mnie z kancelarii wartownik.

–No, ocuciłeś go, Srul – rzekł po niemiecku. – Oczyść go jeszcze, to go zaprowadzę.

Mnie kazał powstać. Nie bardzo rozumiałem po niemiecku, powtórzył mi rozkaz po polsku Żyd. Stanąłem, ale chwiałem się na nogach. W głowie jakby ze czterech kowali waliło mi młotami. Z wielkim bólem stawiałem skopane i zbite nogi. Począłem postękiwać, wartownik kazał mi iść szybciej i prosto, bo mnie zastrzeli. Starałem się jak mogłem, resztką sił dobrnąłem do celi. Tam już zaopiekowali się mną Kazik, Olek, „Młotek” i „Zawada”. Robili mi zimne okłady, podwlekali suchą bieliznę, ratował mnie suchy półkożuszek, którego nie wziąłem na badania. Dwa dni leżałem chory, ciężko jęcząc w gorączce. Trzeciego dnia trochę przyszedłem do siebie. Po takiej zaprawie nie chciało mi się z nimi śpiewać i oni posmutnieli. Opróżniła się nasza piwnica. Może tej nocy, może następnej, może w lesie koło Sulejowa, może gdzie indziej nas rozstrzelają. Ja po przyjściu trochę do siebie pragnąłem swojej kolejki, aby mnie rozstrzelali, niż ponownie wezwali i bili. Za takie postawienie się, uważałem, że mi nie darują, a tu jednak stało się inaczej.

Facebook
Facebook Pagelike Widget
Przykładowe fragmenty książki
  • Na sali tortur
  • Pierwsze dni obozu
  • Zdobywanie broni
  • Zemsta za zabójstwo brata
Dalej >>

© michal-basa.pl 2020. Wszelkie prawa zastrzeżone.